Thomas Arnold (Arnold R. Płaczek) – urodził się w 1985 roku w Rybniku. Obecnie mieszka w niewielkiej miejscowości na Śląsku – Rydułtowach. Ukończył farmację na Śląskim Uniwersytecie Medycznym. Pracuje w zawodzie. W 2013 roku ukazała się jego debiutancka powieść, thriller medyczny – „Anestezja”. Kiedy nie pisze, sam chętnie czyta. Najczęściej sięga po książki sensacyjne, przygodowe, kryminały oraz thrillery. Do jego ulubionych autorów należą B. Haig, R. Ludlum, D. Brown, C. Cussler, H. Coben, M. Palmer, J. Patterson. Pracuje nas następnymi książkami.
notatka pochodzi z okładki książki "Tetragon"
„Anestezja”, „33 dni prawdy” i „Tetragon” – to Pana dotychczasowe powieści, które utrzymane są w klimacie tajemniczości na pograniczu thrillera i kryminału. Każda z nich przybliża czytelnikowi całkiem inną historię, inny świat wykreowany nawet z najmniejszymi detalami. Jak więc narodził się pomysł na Pana książki? Co było impulsem do ich napisania?
Napisanie pierwszej książki, która tak naprawdę nie ukazała się na rynku wydawniczym, było zmierzeniem się z samym sobą. Chciałem się przekonać, czy w moim wykonaniu w ogóle jest to możliwe. Niczego nie planowałem. To właśnie był tak zwany impuls. Patrzyłem na książki na mojej półce i pomyślałem sobie, a co mi tam, jedziemy z tym światem. Spróbujmy! No i coś tam powstało, ale szału nie było. Później potraktowałem to już trochę bardziej poważnie i narodziła się „Anestezja”. Po niej pojawiły się kolejne powieści (według mnie bardziej dojrzałe) czyli „33 dni prawdy” i „Tetragon”. Zarówno pisanie wszystkich powieści jak i każdej z osobna to takie właśnie impulsy powstałe z potrzeby robienia czegoś więcej.
Kryminały należą do najbardziej wymagających lektur, które oczekują od czytelnika ciągłej uwagi i skupienia – tak wygląda ten gatunek powieści postrzegany przez czytelnika. Natomiast w jaki sposób przebiega tworzenie tak zawiłych historii? Jak wygląda kryminał od strony pisarza?
RECENZJA |
Najpierw jest ten impuls, a potem zaczynam komplikować sobie życie. Pojawia się zarys fabuły, do której powstają rozdziały. Oczywiście po napisaniu pierwszych dziesięciu należy zrobić pauzę i poważnie skorygować resztę planu :) Zazwyczaj mało co się jeszcze zgadza. A ten cały zamęt wynika głównie z tego, że pierwszy zarys fabuły wymyśla się przez kilka dni, a książkę piszę się kilka miesięcy. W trakcie klikania rodzą się nowe pomysły, rozwiązania. Trzeba wracać, uzupełniać informacje, niektóre korygować. Taka mała wojenka ze samym sobą – żeby niczego nie pominąć. W końcu chcemy stworzyć klarowną historię, jednocześnie na tyle zawiłą, żeby ciągnęła Czytelnika dalej. Z drugiej strony… Bohaterowie często piszą własną historię i mają w danych chwili lepszy pomysł na poprowadzenie wątku. No cóż. Trzeba się dostosować. Jest czasem tak, że jak piszę i wymyślę coś ciekawego to przechodzi mnie taki lekki dreszczyk. Wtedy wiem, że choćby nie wiem co, ten fragment musi tam zostać. Jest dobrze. Reszta do poprawki :).
W Pana najnowszych tomach można poznać dwóch bardzo interesujących i charyzmatycznych bohaterów – detektywa Jamesa Adamsa i Davida Ross’a. Który z nich jest Panu bliższy i dlaczego?
Raczej Ross. Jest młodszy i trochę bardziej pyskaty :) Lubi zaskakiwać. Ja też – w swoich książkach. Z kolei Adams to taki przykładny niewysoki typek, którego mało co zaskoczy. Pracoholik. Robi, co musi i wie, że robi to dobrze. Jak zacznie, doprowadza sprawę do końca. U mnie nie jest już tak pięknie. Chociaż w sumie książki kończę, ale często w wielkich bólach. Dlaczego? Koniec pisania nie kończy się z zakończeniem historii, a w momencie dokonania ostatnich poprawek, które często trwają równie długo co samo napisanie powieści.
Muszę przyznać, że bardzo wiele osób wyraziło pozytywny zachwyt, kiedy usłyszało o religijnym wątku w powieści. Mnie także niesamowicie przypadł on do gustu i wyraźnie zaznaczył oryginalność w Pana dziele. Co skłoniło Pana do tego, aby nawiązać w pozycji do takiej tematyki?
Szukałem wiarygodnego tematu, który mógłbym powiązać ze śledztwem. Pisałem o tajemniczym ugrupowaniu, o ich przekonaniach, ale brakowało mi takiej wisienki na torcie. Wtedy zacząłem przeglądać Internet w poszukiwaniu różnych ciekawostek. W którymś momencie wpisałem w oknie wyszukiwarki „koniec świata”. Pojawiła się informacja o krwawym księżycu, którego obecność na niebie jest kojarzona z licznymi przełomowymi wydarzeniami w historii świata, a który miał pojawić się niebawem na nocnym niebie. Znalazłem odniesienia tego zjawiska do Apokalipsy Św. Jana i poczułem taki milutki, delikatny dreszczyk. Wiedziałem, że muszę to wykorzystać.
Co jest, według Pana, najważniejsze w kreowaniu kryminału?
Zagmatwana historia i pokręcone zakończenie. Czytelnik musi dotrwać do końca książki. Jeżeli mu się to uda, znaczy że historia trzyma się kupy, jest stosunkowo oryginalna, zaciekawia. No i zakończenie, którego nikt się nie spodziewa. Bardzo często książkę definiujemy po zakończeniu. Ostatnie rozdziały muszą wprowadzać zamęt. Uwielbiam zabawę z Czytelnikiem. Jeszcze nikt nie powiedział o moich książkach (dokładniej o dwóch ostatnich – bo to thrillery kryminalne), że są przewidywalne. Wręcz przeciwnie. Życzyłbym sobie, żeby tak pozostało.
Już niedługo ma ukazać się Pana kolejna powieść – Horyzont umysłu. Uchyli Pan rąbka tajemnicy i przybliży czytelnikom, jaka historia ich czeka?
Cleveland po raz trzeci. Małe przetasowanie w wydziale zabójstw wymuszone wydarzeniami w „Tetragonie”. Trzy ofiary. Psychiatra, jego pacjentka i ktoś jeszcze. Podczas przeszukania zarośli nieopodal leśnej drogi, gdzie miał miejsce dziwny wypadek, policja znajduje pusty samochód. Kilka dni później kierowca odnajduje się – leży martwy zaplątany w przybrzeżne korzenie niewielkiej wysepki, rozdzielającej dwie odnogi rzeki. No i zaczynamy… :)
Trzeba przyznać, iż Pana książki niesamowicie manipulują czytelnikiem w celu wywołania różnorakich emocji i tym samym wciągając go do przedstawionego w tomie świata. Jestem niezmiernie ciekawy czy w tej lawinie zaskakujących historii kryją się ciekawostki, które chciałby Pan ujawnić.
Jest parę smaczków J W Tetragonie mamy pana Torrance’a – z rozmowy bohaterów nie wynika to bezpośrednio, ale fani Kinga pewnie wiedzą, że główną postacią „Lśnienia” tego autora był właśnie Jack Torrance.
!!! UWAGA SPOILER!!! 33 dni prawdy. Nie czytać, jak nie chcecie zepsuć sobie książki :).
Po przeczytaniu „33 dni prawdy” można wrócić do pierwszego rozdziału i zagłębić się w niego w oparciu o wiedzę, jaka przypadłość trawiła głównego bohatera – cienia z okładki. Na końcu powieści dowiadujemy się, że był niewidomy. Na początku Czytelnik nie ma o tym pojęcia. Czyta pierwszy rozdział zakładając, że ktoś odwiedza kogoś i już. Dopiero z późniejszą wiedzą pewne czynności nabierają głębszego znaczenia. Bohater nie rozpoznaje, kto go odwiedził, dokonuje tego po barwie głosu. Nie widzi też śladów na trawniku. Nie boi się, gdy ktoś staje przed nim i zaczyna mu grozić. To są niuanse, ale właśnie coś takiego tworzy niepowtarzalną historię.
Wiele osób czeka z niecierpliwością na przypływy weny. W moim przypadku jest tak, że robię sobie gorącą herbatę z imbirem, siadam wygodnie z notatnikiem na kolanach i spokojnie czekam. Natomiast jak to jest w Pana przypadku? Jak powstają Pana książki?
Ja zamiast herbaty z imbirem mam Cappuccino :) Szczerze, obowiązki zaczynają się mnożyć i nie mam za bardzo czasu czekać na wenę czy chęci. Dla mnie kryminały to bardziej planowanie niż natchnienie. Jest czas, to piszę. Jeżeli historia jest ciekawa, to nie ma problemu z jej opisaniem. A jak się nie wie za bardzo jak poprowadzić bohaterów, bo akurat strzelili focha i nie chcą sami iść to znaczy, że fabuła jest mało ciekawa i trzeba zasiąść do planowania, a nie wymyślać na siłę.
Jak doszło do tego, że odnalazł się Pan właśnie w kryminałach?
RECENZJA |
Za młodu oglądałem sporo filmów i seriali o tym zabarwieniu. Lubiłem zagadki. Nie ma nic lepszego niż dobra historia z jeszcze lepszym zakończeniem. Potem przyszedł też czas na książki. Różne, ale zawsze z dziedziny przygody/sensacji/thrilleru/kryminału. Dlatego też moje książki to tak nie do końca stricte kryminały, raczej połączenie zagadki z dynamiką pozostałych gatunków. Lubię jak się dzieje i to dużo, ale mimo to staram się kreować realne sytuacje. Oczywiście występują zbiegi okoliczności tak jak i w życiu. Moje książki to czysta fikcja literacka, jednak robię wiele, aby ostatecznie urzeczywistnić te historie.
Gdyby Pana życie było książką, jaki byłby jej gatunek i tytuł?
Piszę kryminały i pracuję w aptece… zdecydowanie thriller medyczny :) Tytuł? „Przyjął Wykonał Zabił” (tutaj pozdrowienia dla wszystkich w białych fartuszkach :) )
Jaka jest Pana wena?
Usłużna. Wpada kiedy powinna i nie odchodzi za daleko, coś jak kochan… dobra, bo Żona pewnie też przeczyta. Pozostańmy na tym, że jest na zawołanie :) .
Zapewne lubi Pan czytać, więc jakie są Pana ulubione książki, do których uwielbia powracać?
Szczerze? Nie wracam za bardzo do raz przeczytanych książek. Większość historii kojarzę, choćby pobieżnie. To nie jest tak jak z filmem, który trwa dwie godziny i dziennie można zobaczyć kilka. Książkę czyta się stosunkowo długo i jej treść, bohaterowie i wydarzenia na dłużej zapadają w pamięć. Film oglądamy, a historię pisaną dodatkowo sobie wyobrażamy, a więcej zaangażowanych zmysłów to lepsza pamięć. Szczególnie gdy bohaterowie mierzą się z zagadką. Gdy raz ją rozwiążą, to za drugim razem Czytelnik już nie ma tego efektu łał. Myślę, że łatwiej wracać do historii pięknych niż do intryg. Ale nie ukrywam, że mam kilku ulubionych autorów jak Coben czy Haig. Tak naprawdę ciekawych książek jest tyle, że nie ma czasu wracać do przeczytanych :) Z drugiej strony muszę nieskromnie powiedzieć, że najwięcej razy przeczytałem własne książki – w poszukiwaniu błędów. Do każdej zaglądam średnio sześć/siedem razy. Niestety, obecnie prawie w ogóle nie czytam innych autorów. Powody? Brak czasu – przeznaczam go na pisanie. No i nie chcę sugerować się czyimiś pomysłami czy stylem. Próbuję znaleźć własny sposób na Czytelnika :) .
Dziękuję Wojtkowi za możliwość wypowiedzenia się i pozdrowienia dla Czytelników.
Wszystkiego najlepszego i wielu kryminalnych wrażeń po moich książkach: ).
Thomas Arnold.
Recenzje Wojtka są najlepsze :) . To co pisze zawsze mnie zachwyca :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńRecenzje Wojtka są najlepsze :) . To co pisze zawsze mnie zachwyca :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetnie się spisałeś! Twoje recenzje są bardzo profesjonalne, potrafią zainteresować wymagającego czytelnika.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia od koleżanki z ławki, którą zaraziłeś pasją do czytania!
Dziękuję i pozdrawiam! :)
UsuńZ komentarzy wynika, że rozszerzasz czytelnictwo! Brawo ty! :D
OdpowiedzUsuńTo musi być chyba świetne uczucie przeprowadzać wywiad z autorem *.* i odpowiedź na pytanie "Jaka jest Pana wena?" xD powaliła mnie na kolana po prostu xD
zaczarowana-me.blogspot.com
P.S. Serdecznie zapraszam, zwłaszcza, jeśli lubisz poznawać nowe osoby ;)
Przyznam szczerze, że jestem pierwszy raz na twoim blogu i bardzo mi się tu podoba!
OdpowiedzUsuńZostaję na dłużej! :D
Wcześniej nie znałam tego autora, ale wywiad jest ciekawy! *-*
Pozdrawiam! :D
StromWind z bloga cudowneksiazki.blogspot.com/