niedziela, 4 czerwca 2017

Nienawidzę czytać książek


Czas przerwać ciszę, która hermetycznie spowiła mojego bloga, czas powrócić z mocnym, książkowym akcentem, czas, aby wreszcie podzielić się tak ważnymi przemyśleniami, które przez miesiące wiły się w mojej głowie, oczekując na odbiorców. Przykro mi to przyznać stwierdzam to z bólem serca  ale mój wewnętrzny książkoholik został stratowany, niemalże zabity. Matura sprytnie chciała podciąć mu gardło. Zaczęła dusić już trzy miesiące temu, kiedy wszyscy dookoła zachorowali na nieokrzesaną ambicję. Wtedy też sama nauka zaczęła nabierać całkowicie innego wyrazu bowiem kiedyś ogromną przyjemność sprawiało mi czytanie książek, analizowanie wierszy czy zagłębianie epok. W okresie przygotowań maturalnych jej obraz przybrał całkowicie inną formę  ślęczenie nad książkami było równoznaczne z pozbawianiem się szarych komórek oraz nieustępującym wrażeniem, że kurczy mi się mózg. Matura. Matura. Matura. Teraz wiem, że warto było spuścić trochę powietrza i nie zadręczać się myślami dotyczącymi własnego stanu wiedzy.   Z każdym dniem było mnie mniej. Znałem całe życie Wokulskiego, ale nie wiedziałem jaki jest dzień tygodnia, potrafiłem streścić całe średniowiecze, ale nie pamiętałem o urodzinach członków rodziny, szczyciłem się znajomością słownictwa biznesowego z języka angielskiego, ale nie potrafiłem zebrać myśli i przeczytać z przyjemności żadnej książki. Proszę Państwa, to właśnie pani Matura  wielka, ceniona matka inteligentów, która wysysa z człowieka chęci i życie! I tak właśnie się stało, zapomniałem o muzyce, książkach, blogu... Ale za to mogę Wam opowiedzieć całe Wesele!

Polska edukacja naprawdę kuleje. Przejawia się to na każdym kroku, na każdej płaszczyźnie, niemniej jednak najpełniej daje się we znaki w klasie maturalnej, kiedy zdajemy sobie sprawę, że nasz rodowity system nauczania to istne błoto, w które ślepo brniemy. Nienawidzę czytać książek. Nienawidzę czytać książek, które są tak abstrakcyjne, że do zrozumienia ich potrzeba niezłej dawki środków odurzających, aby cokolwiek zrozumieć. Rozumiem, że Polska szczyci się szeroką gamą poetów, wybitnych pisarzy i awangardowych artystów  bowiem nasza narodowa spuścizna literacka to rzeczywiście niesamowite zjawisko. Z tego też względu lista lektur obowiązkowych obfituje w wiele różnorodnych dzieł. Jednakże w momencie, kiedy przyszło mi stanąć z nią oko w oko, w momencie, kiedy popędzany egzaminem dojrzałości pragnąłem czerpać z tego źródła jak najwięcej, on wystawił mi środkowy palec. Rozumiem Lalkę Prusa, rozumiem już nawet Dziady Mickiewicza, nawet Sklepy cynamonowe rozumiem! Niemniej jednak dzieło Szewcy pozostawiło ogromny niesmak, Kordian odsłonił obraz odgrzewanego kotleta, zaś Wesele uczucie dezorientacji i zagubienia. 

Pamiętam doskonale to uczucie, kiedy wewnętrzny głos mówił mi: Wojtek! Dasz sobie radę! Cóż to dla ciebie "Szewcy", kiedy przeżyłeś całe "Dziady", a "Wesele" nie pozostawiło uszczerbku na twoim zdrowiu! Po pierwsze samo czytanie przeraziło mnie do tego stopnia, że zakończyłem przygodę z tą książką już po kilku stronach. Po drugie  opracowanie też mnie przeraziło, więc przeczytałem raz i mój mózg zaczął dawać wyraźne sygnały ostrzegawcze. Po trzecie  akt desperacji zaczął kierować moim umysłem zbyt nagle. Po czwarte  poddałem się zadziwiająco szybko. Po piąte  moje myśli wypełnił ból egzystencjalny, a umysł próbował na siłę wytłumaczyć logicznie, ile Witkacy musiał wziąć, żeby stworzyć takie... Ehm... Jak to się nazywało? Dzieło... Chyba...

Książki zaczęły mnie przerażać. Pierwszy raz zdałem sobie sprawę z tego, że młodzi ludzie nie czytają żadnych powieści, bo doświadczają w szkole takich oto dzieł. Nie lepiej wcisnąć do listy obowiązkowych lektur coś prostszego? Coś, co każdy zrozumiałby, czytając na bieżąco. A taka jest prawda, że nawet, gdy znajdzie się ambitna osoba, która próbuje walczyć z Dziadami, Weselem czy Szewcami i tak nie może dogłębnie zrozumieć sensu książki, nie czerpiąc z żadnego opracowania. Taki właśnie mamy system. Większość osób po miesiącu nie pamięta już żadnej lektury. Taka prawda, gorzka prawda...

A Wy co sądzicie o polskim systemie nauczania i obowiązkowych lekturach?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz