Wybrana: Początek
W małej osadzie Coroweil,
mieszczącej się na górze Taronsu, od wielu lat dzieją się dziwne rzeczy.
Nie raz, nie dwa smok wodny zaatakował jedną z wież zamku rodu Sokołów, zabijając
magów, filozofów i lekarzy. Nawet łucznicy, mający strzały z trucizną,
nie zniszczyli tych złych bestii, które pojawiały się jakby znikąd. Pewnego
dnia, po drugiej pełni księżyca, król Izom udał się do czarodzieja,
który widział zmarłych. Chciał on się bowiem poradzić swego ojca, który
zmarł 20 lat temu. Izom nie wrócił, zaginął, a rządy w królestwie obrała
Klestra, która nie należała do dobrodusznych córek zmarłego Polonusa.
Osada została objęta ogromnym płaszczem
niewolnictwa, a władczyni codziennie zwiedzała wszystkie domy w
poszukiwaniu zdrady, pieniędzy i bogactwa . Wystarczył tylko cień ludzki
i trzepot skrzydeł, żeby wieśniacy zamierali ze strachu. Klestra
bowiem dostała skrzydła sokoła w strasznym obrzędzie, gdzie zginęło
sześciu magów broniących zamku. Magia wypłynęła z Coroweil szybciej niż
do niego trafiła, a mieszkańcy zostali pozbawieni obrony…
- Opowiedz jeszcze raz, mamo!- zawołało jedno z czworga dzieci siedzących w brudnej i pustej izbie.
- Och, znowu chcesz usłyszeć legendę o trzech sokołach?- zdumiała się kobieta.
- Tak, Melerem też chce usłyszeć i Tonider. O! I ja oczywiście.- wykrzyczał zadowolony chłopiec.
- Przestańcie!- przerwała im dziewczynka
w kącie.- Co ciekawego jest w rodzie sokołów!? Zupełnie nic! O,
zapomniałabym, może to, że niedługo znów nawiedzi nas jakiś smok, albo udusi
Kle..- matka zatkała jej usta.
- Nie waż się Sinis! Nie mów o niej!- powiedziała oglądając się za siebie- Mi za nią nie tęskno!- wyjrzała przez okno.
- Będziemy musieli wybrać: umrzeć od Kle-nieważne, lub od czarnej magii płynącej prosto z głębi kraju- dodała.
- Najlepiej będzie, kiedy przestaniesz cokolwiek mówić!- wykrzyczała matka- Straszysz rodzeństwo- szepnęła jej do ucha.
- Nie obchodzi mnie to- stwierdziła ostro i wyjrzała za okno.
Jej źrenice się powiększyły, a po pustym
pokoju rozległ się dźwięk bębniącego serca. Brudna szyba pociemniała, a
Sinis padła na ubitą glebę.
- Już jest!- powiedziała nerwowo i wskazała na okno- Przepraszam was.
W brudnej szybie ukazała się Klestra.
Mierzyła wzrokiem każdy kurz, pajęczynę i kubek w małej izbie. Po chwili
odwróciła się, zatrzepotała skrzydłami i odleciała. Sinis podniosła się i
ujrzała coś, co znów ją oszołomiło. Klestra zamieniła się w zupełne
straszydło. Nie miała nóg czy zwyczajnej twarzy. Nawet jej skrzydła
zmieniły się w wielkie szklane płaty. Coś było nie tak, a Sinis
doskonale to wyczuwała.
- Mamo, no powiedz!- jęknęła.
- Co mam znowu powiedzieć?- kobieta była wystraszona i tuliła troje swoich dzieci do piersi.
- Tę legendę- dodała Sinis i czekała na małą wyprawę w niezmierzoną historię osady.
- Po tych wzgórzach, wysokiej korony
Taronsu, chodziło niegdyś trzech braci: Vigot, Nexil i Habod. Zostali
oni zrodzeni na horyzoncie, tam gdzie spotyka się niebo z ziemią. Nie
mogli sprawować władzy, bowiem dzieci bogów zsyłałyby na swe osady
klątwy. Więc ich matka, Ziemia, sprawiła, że będą sprawować pieczę nad
skarbem gór, Aleox. Było to miejsce w jaskini, gdzie mieścił się rubin
bogów. Został on stworzony z krwi trzech braci, a nie byli oni
zwyczajnymi mężczyznami. Pierwszy
-Vigot- zyskał wielki dar, miał
harron, znak na ręce, który symbolizuje magię. Drugi –Nexil- zyskał
władzę nad pogodą, zsyłał deszcze, burze, susze. Trzeci –Habod- był
najmłodszy i najgłupszy, lecz zyskał potężny dar, skrzydła sokoła.
Bracia mu zazdrościli, więc postanowili działać. Vigot wyczarował sobie
skrzydła, a Nexil unosił się na wietrze, któremu rozkazał sobie służyć.
Mijały lata, a Habod wciąż był wściekły. Gdy Nexil z Vigotem przybyli do
niego, przeklął ich, a od tego czasu zaczęły dziać się dziwne rzeczy. W
mieście sławiącym czarodzieja, w magów wstępowały demony, zaś w mieście
sławiącym pogromcę pogody wybuchały pożary, nadchodziły huragany, aż
zburzyły miasto. Habod bardzo się ucieszył, a bracia zaczęli przemieniać
się w duchy, które wysysały z nich uczucia. Habod utrzymał swoje miasto
do swojej śmierci i nazwał je Coroweil. Nikt nie zna rodowodu tej nazwy
i nikt go nie pozna…
- Muszę iść- wyznała szybko Sinis i zaczęła ubierać płaszcz.
- Gdzie?- spytała zdawkowo kobieta.
- Muszę coś załatwić- bąknęła dziewczyna i wyszła z izby.
- Wróć przed zachodem!- wykrzyczała matka, ale Sinis jej nie dosłyszała.
- Jak zwalczyć Klestrę?- powiedziała zmierzając dżdżyste pola.
Zrobiła krok i w coś uderzyła. Podniosła głowę... To był
ten sam duch, którego widziała za szybą, to była Klestra. Jednak w ogóle
nie przypominała siebie, była duchem ze straszną twarzą. Wciąż patrzyła
swoimi oczyma na wystraszoną Sinis. Dziewczynka zamknęła oczy i poczuła
wiatr, który bawi się jej płaszczem, a kiedy otwarła powieki ujrzała
chmury i Coroweil z lotu ptaka. Skrzydła Sinis były brązowo-białe, a na
ręce miałał wypalony znak, harron.
CIĄG DALSZY NASTĄPI…..
I jak wam się podoba mam namyszy w tej odsłonie? :)
Całkiem zachęcający początek, czekam na dalszą część :)
OdpowiedzUsuńNiezłe, i w dodatku fajnie zilustrowane :D
OdpowiedzUsuńJeju... cudne! Czekam, czekam, czekam...
OdpowiedzUsuńMimo tego ze nie lubię czytać to właśnie to opowiadanie mnie urzekło i czekam na ciąg dalszy bo naprawdę wciągnęło mnie to.... super blog pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCiekawe. I te ilustracje, magia:) Czekam na dalszy ciąg!
OdpowiedzUsuń