Tytuł: “Niewolnicy snów”
Autor: Dominika Budzińska
Część: I
Data
wydania: 27 maja 2013 roku
Wydawca: Warszawska Firma Wydawnicza
Kategoria: literatura młodzieżowa
Ilość stron: 322
Ocena: 4/6
Opis:
„Niewolnicy Snów” Dominiki Budzińskiej to pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji i zaskakujących zdarzeń historia młodej dziewczyny, którą zaczynają nawiedzać dziwne sny i mrożące krew w żyłach koszmary. Jej dotychczas poukładany świat burzą nagłe zmiany, a wokół zaczynają dziać się rzeczy, których nie potrafi wytłumaczyć i zrozumieć. Pomagają jej nowi przyjaciele, a wśród nich tajemnicza Sofie i Scott, któremu przychodzi odegrać szczególną rolę w życiu młodej bohaterki. Okazuje się, że głęboko skrywana rodzinna tajemnica musi wreszcie wyjść na jaw, a kolejne sny stają się istotnym tropem w mozolnym dążeniu do odkrycia prawdy."
Fragment:
„Pokój był ponury i przerażająco ciemny. Gdzieś w oddali, jak przez mgłę, widać było niewielką smugę światła. Z trudem próbowała wedrzeć się do środka przez maleńkie okienko, zabezpieczone mosiężną, grubą, gęsto plecioną kratą. W całym pomieszczeniu czuć było nieprzyjemny zapach stęchlizny i potworną wilgoć. Pomimo panującej wszędzie ciemności można było dostrzec poszarzałe ściany, na których, gdzieniegdzie, widniały brunatne cienie, zbliżone momentami do arabskich malowideł. Martika leżała nieruchomo. Przyglądała się ogromnej lampie umieszczonej tuż nad jej głową. Starała się zrozumieć, gdzie jest, próbując przypomnieć sobie przynajmniej skrawki ostatnich zdarzeń. Lampa wisząca nad nią przypominała do złudzenia wielki reflektor ze szpitalnej sali operacyjnej. Dziewczynę ogarnął strach. Zastanawiała się, jak tu trafiła, a przede wszystkim, dlaczego. Nie mogła sobie niczego przypomnieć. Próbowała odnaleźć w pamięci cokolwiek, co mogłoby, choćby w najmniejszym stopniu, pomóc wyjaśnić tę niepojętą dla niej sytuację.
Nagle jakby z oddali dobiegł ją odgłos zbliżających się kroków. Usłyszała zgrzyt ciężkich metalowych drzwi. Do pomieszczenia wkradł się lodowaty chłód, paraliżując całe jej ciało. Próbowała coś powiedzieć, ale nie mogła wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Nie mogła nawet otworzyć ust. Każda próba rozchylenia warg kończyła się dla niej ogromnym bólem.
Oślepiło ją światło ogromnego reflektora. Po chwili jak we mgle zaczęły rysować się przed nią kontury postaci. Dobrze zbudowany mężczyzna z dość długimi, rzadkimi włosami pochylił się nad nią, po czym odszedł. Nie zdążyła zobaczyć jego twarzy. W jednym z jasnych halogenów wchodzących w skład okrągłej lampy ujrzała swoje odbicie. Jej wargi krwawiły. Wielkimi zielonymi oczami wpatrywała się w zmasakrowaną twarz oszpeconą głębokimi ranami, z których powoli sączyła się krew.”*
Recenzja:
Powieść „Niewolnicy snów” już od pierwszej chwili
uświadomiła mnie, że naprawdę zasługuje na to, żeby poświęcić jej czas przez swoją nietuzinkowość.
Przyznaję, że było to całkiem ryzykowne, jednak wcale nie żałuję, że właśnie po
nią sięgnąłem, bowiem dzięki temu poznałem całkiem nowy świat, krainę snów,
która może zabić i skrywa tyle zagadek, że przyprawia czytelnika o
prawdziwy zawrót głowy.
Koszmary mają to do siebie, że w końcu się z nich budzimy i szybko zapominamy, a gdyby tak złe sny miały wpływ na rzeczywistość…? Witaj w świecie Martiki.
Zacznijmy od tego, że „Niewolnicy snów” nie są zwyczajną
książką dla nastolatków, która od pierwszych stron naszpikowana jest scenami
erotycznymi i fabułą nawiązującą do sagi „Zmierzch”. Niestety, jeśli lubicie
takie właśnie powieści, to źle trafiliście i w tej chwili możecie przerwać
czytanie recenzji, bowiem debiut Dominiki Budzińskiej to tak naprawdę jedna
wielka zagadka, która nie tylko przelewa się przez całą akcję, ale także wymaga
od czytelnika nuty zainteresowania i odrobiny czasu. Okazuje się, że przyswajanie
wszystkich wiadomości, które naprawdę mocno intrygują i chwilami nawet
dezorientują, to rzeczywiście ciężka sprawa, wymagająca dość dużo cierpliwości.
Cóż, z natury jestem człowiekiem niecierpliwym, a więc sam nie wiem, co tak
naprawdę się stało. Wydaje mi się, że wykreowanie przez autorkę specjalnej roli
dla czytelnika całkowicie zmieniło oblicze fabuły, dodając jej kropli ożywienia
i świeżości. Bowiem każdy mól książkowy powoli zaczyna zmieniać się w tajnego
szpiega, obserwatora, a w końcu w
detektywa, który teoretycznie chce pomóc rozwiązać sprawę dziwnych koszmarów
dziewczyny, której towarzyszymy od samego początku historii, ale tak naprawdę
nie może zrobić kompletnie nic. Owszem, jest to bardzo oryginalne i
ciekawe, ale niestety niewiedza po
pewnym czasie daje zbyt mocny znak,
buntuje się, a my zaczynamy się lekko irytować.
Przyznaję się, że wiele razy
odkładałem „Niewolników snów” na bok, ale nie przez to, że powieść mnie
nudziła, a dlatego, że po prostu musiałem przemyśleć kilka kwestii oraz
zastanowić się nad losami głównej bohaterki, Martiki. Szczerze powiedziawszy to
jestem tym lekko zszokowany, bowiem to także okazuje, że książka ujawnia lekkie
podłoże psychologiczne, a więc gratuluję. Zaś wracając do wstępu książki, myślę, że tak właśnie powinna się zaczynać każda pozycja, żeby wzbudzić w czytelniku zżerającą od wewnątrz ciekawość, która nie daje spać. Z zasady krótki tekst, a wywołuje takie emocje, że samoczynnie w powieści strony przewijają się same. Natomiast ze sprawą
głównych bohaterów jest różnie. Jedni irytują, drudzy są niesamowicie ciekawi,
inni zaś strasznie zagadkowi. Pośród tych wszystkich osób znajduje się główna
bohaterka, która na pierwszy rzut oka w ogóle nie pasuje do tego otoczenia.
Całkowicie się różni, ale jednak z biegiem rozdziałów okazuje małe, aczkolwiek
nie znikome podobieństwo. Zaś o tym lepiej nie mówić, żeby nie zdradzić fabuły
powieści. Najlepiej, żeby każdy zapoznał się z ogromną paletą różnorodnych
bohaterów, którzy rzeczywiście są bardzo interesujący.
To, co wyróżnia
„Niewolników snów” to dominacja motywu koszmarów nocnych, przewijających się
przez całą fabułę. Uwierzcie mi, to naprawdę strzał w dziesiątkę. Czytając o
koszmarach Martiki naprawdę można dostać gęsiej skórki, zostały one bowiem przedstawione z taką realnością, a również szczyptą strasznych zjaw, że doprawdy pożera się to w całości. Muszę także przyznać, że od samego początku bardzo przeszkadzała,
a wręcz uwierała mnie doskonałość całej rodziny Royensen, która chwilami
działała na czytelnika dość niekorzystnie, uświadamiając, że tak naprawdę nic
nie wiemy o prawdziwej rodzinie. Było to dla mnie za bardzo doskonałe
przedstawienie obecnie nam znanego modelu ogniska domowego, chwilami aż
przesłodzone. Jednak z biegiem powieści zaczyna się to kategorycznie zmieniać,
co wprawia czytelnika w prawdziwe osłupienie. Cóż, pojawia się kolejny pozytyw
„Niewolników snów”, czyli nieprzewidywalność, która jest przeze mnie bardzo
ceniona.
Reasumując uważam, że dzieło Dominiki Budzińskiej nie jest
typową książką tworzoną specjalnie pod rzesze czytelników, czekających na kolejne
romansidło. Nie znajdziesz tu także perfekcyjnej fabuły ani bohaterów
kreowanych „od linijki”, ale znakomitą pełną wrażeń historię, której na pewno
nie zapomnisz. Polecam!
Za egzemplarz recenzencki dziękuję autorce Dominice Budzińskiej.
Linki:
książka na lubimyczytac.pl
strona autorki na FB
strona książki
Okładka książki jest cudowna :) Czytając opis pomyślałam: No może będzie fajna ta książka. A po przeczytaniu calutkiej recenzji : Ona może mi się naprawdę spodobać. Po prostu chce ją przeczytać :)
OdpowiedzUsuńP.S. Właśnie odkryłam twoje bloga i zostanę na dłużej :) A jeśli masz chwilkę to zapraszam do siebie: http://pizama-w-koty.blogspot.com/ :)
Zachęcam do przeczytania :)
UsuńZachęcam do zostania :) Ja również zobaczę twojego bloga :)
Zgodzę się ze stwierdzeniem w powyższym komentarzu, niesamowita okładka. ;)
OdpowiedzUsuńRecenzja bardzo ciekawie napisana, niezmiernie przyjemnie się ją czyta. :)
Możliwe, że kiedyś podejmę się przeczytania tej powieści.
Pozdrawiam i życzę powodzenia w dalszym prowadzeniu bloga. ;)
http://maagia-ksiazek.blogspot.com
A niby nie zwraca się uwagi na okładkę, a jednak :) Dziękuję i pozdrawiam :)
Usuń