piątek, 23 czerwca 2017

Zbudowany z nut i akordów


MATI (Mateusz Marzec) to początkujący producent, wokalista, instrumentalista, autor muzyki i tekstów. Jego charakterystycznym elementem jest delikatny i oryginalny głos, który z pewnością zwraca uwagę. Chęć wydania płyty sprawiła, że MATI postanowił spróbować swoich sił jako producent i spełniać swoje muzyczne marzenia. Nie mając żadnej podstawowej wiedzy z zakresu produkcji muzyki, przystąpił do jej tworzenia.

Jaki jest Mateusz Marzec?
Uważam, że jestem osobą kreatywną, otwartą i pozytywną, lecz wciąż nieśmiałą. Nieustannie błądzę głową w chmurach   i marzę o rzeczach nierealnych. Optymista marzyciel – to doskonały opis mojej osoby. 

Jakim kolorem malujesz swoje życie? Dlaczego?
Czar­nym, ponie­waż to bar­dzo cie­kawy kolor, a raczej brak koloru. W róż­nych kul­tu­rach i kon­tek­stach przy­biera on odmienne zna­cze­nie. Jest pełen kon­tra­stów, prze­ciw­no­ści i skraj­no­ści. Ubie­ram się prze­waż­nie na czarno, moja muzyka jest tajem­ni­cza i mroczna, więc pod wzglę­dem arty­stycz­nym ten kolor naj­peł­niej mnie oddaje.
Pry­wat­nie jestem osobą pozy­tywną, więc uwa­żam, że nie­bie­ski, gdyż to kolor pobu­dza­jący do twór­czego myśle­nia. To wyjąt­kowy kolor o nie­sa­mo­wi­tych wła­ści­wo­ściach, który pobu­dza nasza wyobraź­nię. Nie­bie­ski jest rów­no­znaczny ze spo­ko­jem, kre­atyw­no­ścią i świe­żo­ścią, a także wodą, która jest moim żywio­łem.

Czym kierujesz się w życiu? Jakie jest twoje życiowe motto?
„Idź cią­gle naprzód i naprzód” – to dewiza, którą wypo­wiada Leon w ani­mo­wa­nym fil­mie „Rodzinka Robin­so­nów”. Uwa­żam, że ni­gdy nie należy się pod­da­wać i zawsze robić swoje. Porażka jest pierw­szym kro­kiem do suk­cesu. Wiara i pozy­tywne myśle­nie w połą­cze­niu z pracą dają nie­sa­mo­wite efekty.

Jakie 3 albumy poleciłbyś każdej osobie? Dlaczego?
Trudno jest wska­zać tylko trzy albumy, ponie­waż słu­cham bar­dzo róż­nej muzyki. Sta­ram się nie zamy­kać na okre­ślone gatunki muzyczne i posze­rzać hory­zonty. Po głeb­szym namy­śle wybie­ram te trzy.
Pani Galew­ska – „The Best of Pani Galew­ska” – Alek­san­dra Galew­ska jest dla mnie wzo­rem do naśla­do­wa­nia jeżeli cho­dzi o sferę arty­styczną. To nie­zwy­kle uta­len­to­wana woka­listka i mul­tiin­stru­men­ta­listka, która świa­do­mie kreuje swój arty­styczny świat. Posiada nowa­tor­skie i dzi­waczne podej­ście do muzyki, które oso­bi­ście uwiel­biam. Jej debiu­tancki album zawiera to wszystko co kocham w muzyce: kre­atyw­ność, ory­gi­nal­ność, nie­tu­zin­ko­wość i zna­ko­mity głos, który prze­nika w głąb duszy.
Brodka „Granda” – tej woka­listki nie muszę chyba przed­sta­wiać. Nie­sa­mo­wita osoba, która prze­szłą ogromną zmianę pod wzglę­dem muzycz­nym. Tak naprawdę od cza­sów „Grandy” dała się poznac publicz­no­ści jako świa­doma artystka, która dosko­nale wie co robi. Album ten jest bar­dzo pomy­słowy i zawiera piękne tek­sty w języku pol­skim, co w dzi­siej­szych cza­sach jest trudną sztuką, którą należy doce­nić.
Myrra Roś – „One Amongst Others” – Myrra to nie­sa­mo­wita artystka pocho­dząca z Islan­dii. W swo­jej muzyce łączy ele­menty folku, sin­ger-son­gw­ri­tingu i chil­lo­utu. Ta płyta jest nie­zwy­kłą podróżą pośród leni­wych i nostal­gicz­nych dźwię­ków. Ide­alna na zimowe, wie­czorne noce przy her­ba­cie.

Którą autorską piosenkę napisałeś z największym trudem, a w której – według ciebie – jest najwięcej Mateusza?
Wydaje mi się, że była to pio­senka „Zone XxX”, z któ­rej nie jestem w pełni zado­wo­lony. W tym momen­cie bar­dzo wiele ele­men­tów ule­głoby w niej zmia­nie. Sądzę jed­nak, że to natu­ralna reak­cja na autor­ską twór­czość. Sta­jemy się doj­rzalsi i z per­spek­tywy czasu zupeł­nie ina­czej spo­glą­damy na nasze doko­na­nia.
Naj­wię­cej Mate­usza jest w utwo­rze „Between The Sounds”. To pio­senka, która odzwier­cie­dla dokład­nie to kim jestem, co robię, jak się czuję i w jakim miej­scu obec­nie się znaj­duję. Mam nadzieję, że przez długi czas ta pio­senka będzie aktu­alna.
Gdybyś musiał określić swoją twórczość w trzech słowach, jakie wyrazy wybrałbyś?
Dziwna, tajemnicza, moja. 

Jaka piosenka najpełniej cię określa? Dlaczego? 
Podob­nie jak w pyta­niu o płyty, bar­dzo trudno jest wybrać tylko jeden utwór. Wskażę na utwór „Ope­ning” Phi­lipa Glassa. To jeden z przed­sta­wi­cieli mini­ma­li­zmu w muzyce, który potrafi wybrać spo­śród kilku pomy­słów i bazo­wać tylko na jed­nym wybra­nym moty­wie. To rów­nież bar­dzo trudne zada­nie. Myślę, że ten utwór naj­peł­niej mnie okre­śla, ponie­waż w swo­jej muzyce kładę nacisk na mini­ma­lizm, czę­sto wybie­ram spo­śród wielu pomy­słów i jed­nak moja muzyka jest dość nostal­giczna. Per­so­nal­nie jestem osobą spo­kojną, cichą (cza­sem żywio­łową) i otwartą na świat.

Muzyka to niezaprzeczalnie eteryczne zjawisko jednoczące ludzi, niemniej jednak czym ono jest dla ciebie? Od jak dawna się nią zachłysnąłeś, jak zaczęła się ta przygoda?
Muzyka jest dla mnie spo­so­bem na wyra­że­nie sie­bie i przy­bli­że­nie mojego wła­snego świata, który kreuję za pomocą dźwię­ków. Kocham w muzyce to, że za jej pomocą nawet zwy­czajne sytu­acje i wyda­rze­nia dnia codzien­nego nabie­rają zupeł­nie innego zna­czeni. Idąc uli­cami mia­sta lub spo­glą­da­jąc na koły­szące się drzewa lubię mieć przy sobie komórkę. Włą­cza­jąc kon­kretny utwór zamie­niam obra­zek, który mam przed oczami w coś nie­sa­mo­wi­tego, barw­nego i wyjąt­ko­wego. Muzyka towa­rzy­szy mi od 7 roku życia, kiedy to zaczą­łem aktyw­nie nabie­rać umie­jęt­no­ści wokal­nych i arty­stycz­nych. Śpie­wa­łem ulu­bione pio­senki przy magne­to­fo­nie i two­rzy­łem w gło­wie swoje pierw­sze melo­die. Ucie­szy­łem się kiedy w póź­niej­szych latach dosta­łem w pre­zen­cie walk­man (tak to były te czasy). Uwa­żam, że kasety, płyty cd i winy­lowe ni­gdy nie powinny stra­cić na swo­jej war­to­ści. Muzyka zawarta na nośni­kach, które można odtwo­rzyć jest jak naj­bar­dziej potrzebna. Pierw­sze próby śpie­wa­nia przy magne­to­fo­nie czy przy radiu nie prze­ro­dziły się w nic poważ­nego. Dopiero w wieku 16 lat zade­cy­do­wa­łem, że pójdę do szkoły muzycz­nej i nabiorę facho­wej wie­dzy. Wcze­śniej czy­ta­łem książki i uczy­łem się muzyki w domu. Jed­nak dopiero szkoła roz­wi­nęła mi skrzy­dła i poka­zała, że można robić coś cie­ka­wego. Póź­niej stu­dia na kie­runku muzy­ko­lo­gii i nauka pro­duk­cji utwier­dziły mnie jesz­cze bar­dziej w prze­ko­na­niu, że jest to coś co chcę robić. Odkąd pamię­tam inte­re­so­wa­łem się muzyką i wie­dzia­łem, że zwiąże z nią swoją przy­szłość. Jestem na tym eta­pie w swoim życiu, w któ­rym się to udało. Łączę swoją pasję, która jest jed­no­cze­śnie moim spo­so­bem na życie.

Jak jawi się twoja wena?
Tak naprawdę muszę mieć bodziec, który sprawi, że wpadnę na pomysł i skomponuję utwór. Nie wiem zatem jak odpowiedzieć na to pytanie.

Co jest twoją inspiracją? Do jakich źródeł sięgasz?
Inspirują mnie ludzie i twórczość innych artystów. Większość muzyki pisze pod wpływem zachwytu innymi dźwiękami (utwory muzyczne, hałas, zgiełk ulicy, szum drzew).

"Po to mamy sztukę, żeby nie zabiła nas prawda" Nietzsche. Zgadzasz się z tymi słowami?
Nie zga­dzam się z tymi sło­wami. Sztuka nie­sie ze sobą prawdę, a prze­cież nas nie zabija. Możemy oczy­wi­ście na ten temat spe­ku­lo­wać i zasta­na­wiać się co jest w dzi­siej­szych cza­sach sztuką. Uwa­żam, że każde dzieło posiada w sobie ukryte zna­cze­nia oraz prawdę, która chcemy poznać. W dziele muzycz­nym (muzyka kla­syczna) ana­li­tyk dąży do tego, aby zro­zu­mieć utwór i odkryć jego prawdę. Jest to oczy­wi­ście nie­moż­liwe, jed­nak powstają to nowe podej­ścia, które tą prawdę sta­rają się poznać. Po co więc dążyć do pozna­nia prawdy skoro może nas ona zabić? Myślę, że ludzie chcą znać prawdę nawet jeśli jest ona bole­sna. Jak się oka­zuje prawda czę­sto ozna­cza zupeł­nie coś innego dla wielu ludzi.

Jaką muzyką jesteś? Dlaczego?
Bar­dzo trudne pyta­nie. W swo­jej muzyce łączę elek­tro­nikę, żywe instru­menty, chil­lout, ambient, więc myślę, że każ­dym z tych gatun­ków. Każdy czło­wiek doj­rzewa i jego pre­fe­ren­cje tez ule­gają zmia­nie. Kie­dyś chciał­bym spró­bo­wać swo­ich sił w rocku.

Kiedy zamkniesz oczy, co widzisz?
To, co chcę zobaczyć. Ponieważ mam bujną wyobraźnię, potrafię szybować między chmurami.

Co daje ci motywację do tworzenia?
Muzyka, inspirujący i kreatywni ludzie. 

Jak wygląda twój proces twórczy?
Muzykę two­rzę na kom­pu­te­rze w pro­gra­mie muzycz­nym. W związku z tym, że mam ogra­ni­czony zasób sprzętu muszę sobie jakoś radzić. W naj­bliż­szym cza­sie mam zamiar powięk­szyć swoje domowe stu­dio o inter­fejs audio (naj­waż­niej­szy ele­ment, któ­rego do tej pory nie mam), moni­tory stu­dyjne, kla­wia­turę MIDI i nowe słu­chawki. Nie uczy­łem się ni­gdy pro­duk­cji muzyki i na pewno jest to sły­szalne, nato­miast metodą prób i błę­dów można osią­gnąć wszystko. Powoli przy­swa­jam wie­dzę o pro­duk­cji, lecz jest to trudne, ponie­waż muszę godzić ze sobą wiele rze­czy. Świa­dome słu­cha­nie muzyki pozwo­liło mi zagłę­bić się w taj­niki pro­duk­cji. W tym wszyst­kim przy­datna stała się także wie­dza ze szkoły muzycz­nej oraz ze stu­diów muzy­ko­lo­gicz­nych. Rów­nież praca licen­cjacka, którą pisa­łem na temat muzyki popu­lar­nej przy­nio­sła wiele korzy­ści. Pod­da­jąc ana­li­zie kilka utwo­rów muzycz­nych mia­łem świa­do­mość jak są one kon­stru­owane. Muzykę two­rzę o róż­nych porach dnia. Zda­rza się, że mam cały dzień wolny i prze­zna­czam go tylko na robie­nie muzyki. Na początku zawsze piszę muzykę, a dopiero na końcu tekst.

Jaki jest świat który kreujesz za pomocą muzyki? 
Tajemniczy, dziwaczny, ciemny, nieodkryty, mój własny.
Wydałeś już dwa projekty – „Eldritch” oraz „Muted”. Co kryje się za tymi tytułami, jaka historia drzemie w każdym z albumów?
Eldritch to sta­ro­an­giel­skie słowo, które obec­nie nie jest już sto­so­wane. Uży­wane było do opi­sy­wa­nia tego, co dziwne, nie­ziem­skie, upiorne i nie­zro­zu­miałe. Według słow­nika szkoc­kiego czę­sto koja­rzyło się z elfami. Słowo sto­so­wano głów­nie w poezji i lite­ra­tu­rze szkoc­kiej. W odnie­sie­niu do mojego albumu można to rozu­mieć po pro­stu jako dziwny, czyli okre­śle­nie jed­nym sło­wem mojej osoby. Zale­żało mi na tym, aby tytuł albumu sta­no­wił jedno słowo, które tym samym będzie ory­gi­nalne i w pewien spo­sób będzie się wyróż­niać na tle innych płyt. Pomy­słów było kilka, nato­miast osta­tecz­nie wybór padł na Eldritch. Na tym albu­mie chcia­łem zapre­zen­to­wać moje podej­ście do muzyki, to kim jestem i jak spo­glą­dam na pewne sprawy. Jestem dumny z tych 10 utwo­rów, choć nie jest to mate­riał ide­alny.
Z kolei EPka „Muted” zawiera 3 utwory. Zale­żało mi na tym, aby pod wzglę­dem muzycz­nym był to pro­jekt bar­dziej sto­no­wany i wyci­szony. Zawarty na niej utwór „Between The Sounds” jest dla mnie bar­dzo ważny, ponie­waż opi­suje moje samo­po­czu­cie i to czym się zaj­muję.
Dla kon­tra­stu „Brown Skin” to dia­log ziemi z czło­wie­kiem, w któ­rym każde z nich pre­zen­tuje swój punkt widze­nia. Pisząc tekst mia­łem w gło­wie aktu­alne wyda­rze­nia zwią­zane z nadmierną wycinką drzew oraz złym trak­to­wa­niem naszej brą­zo­wej skóry, czyli Ziemi. To nasza druga matka, więc powin­ni­śmy o nią dbać. Wystar­czy tak nie­wiele, aby polep­szyć warunki naszego życia. Cho­ciażby zwy­czajne wrzu­ce­nie papierka do kosza jest ogrom­nym suk­ce­sem. Zie­mia zapra­sza czło­wieka, aby osiadł na stałe na jej brą­zo­wej skó­rze i tym samym o nią zadbał. Wie, że przy­nie­sie to korzy­ści dla obu stron. Zie­mia jest w sta­nie zaspo­koić wiele potrzeb czło­wieka. Jak się póź­niej oka­zuje czło­wiek posiada zupeł­nie odmienną wizję dba­nia o swoją skórę. Zosta­wia na niej trwały ślad, który jest tok­syczny. Jed­no­cze­śnie sta­wia pyta­nie bez odpo­wie­dzi: gdzie jest Twój kocha­nek? (ten, który będzie się o Cie­bie trosz­czył). Na ten czas Zie­mia jest w rękach nie­wła­ści­wego czło­wieka, któ­remu nie jest przy­kro za wyrzą­dzone krzywdy. Zie­mia stara się uświa­do­mić, iż na prawdę żyje. Pozo­staje jed­nak bez­bronna.

Kim byłbyś w drugim wcieleniu? Dlaczego?
Lep­szą wer­sją sie­bie. Jestem szczę­śli­wym czło­wie­kiem i akcep­tuję całego sie­bie.

Jakiego artystę chciałbyś poznać? Dlaczego? Z kim chciałbyś współpracować?
Oczy­wi­ście wspo­mnianą już Alek­san­drę Galew­ską. To po czę­ści już się stało. Mia­łem oka­zję prze­pro­wa­dzać z nią wywiad przez ser­wis Face­book, który utwier­dził mnie w prze­ko­na­niu, że jest to miła, wspa­niała i nie­zwy­kle pomy­słowa woka­listka. Lubię wie­dzieć, że za muzyką, któ­rej słu­cham kryje się żywa osoba, która ma coś do powie­dze­nia i świa­do­mie sta­wia każdy kolejny dźwięk. Pani Galew­ska posiada ten rodzaj wraż­li­wo­ści muzycz­nej i tak nowa­tor­skie podej­ście, któ­rego ni­gdy przed­tem nie spo­tka­łem i ni­gdy pew­nie już nie spo­tkam. Nie co dzień zda­rzają się takie wyjąt­kowe oso­bo­wo­ści.

Wszystko, co możemy usłyszeć w twoich projektach, zrobiłeś sam. Jakie są pozytywy i negatywy kreowania muzyki on your own?
Pozy­ty­wów jest bar­dzo wiele. Przede wszyst­kim moż­li­wość kon­tro­lo­wa­nia całego pro­cesu two­rze­nia i nagry­wa­nia muzyki. Wszystko co robię zależy tylko ode mnie. Za błędy, które popeł­niam mogę winić tylko sie­bie. Nie muszę iść na kom­pro­mis. Mogę two­rzyć muzykę kiedy mam na to ochotę i nie pod­po­rząd­ko­wy­wać się nikogo innego. Mam świa­do­mość, że wszystko wycho­dzi spod mojej ręki i jestem auto­rem każ­dego z ele­men­tów. To jest świetne uczu­cie i ogromna satys­fak­cja. Two­rze­nie muzyki on your own jest cie­kawe, jed­nak cza­sem warto zaan­ga­żo­wać w to osoby trze­cie, bar­dziej doświad­czone, które z pew­no­ścią ina­czej mogłyby pokie­ro­wać całym pro­ce­sem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz