
reżyseria: Uri Barabash
scenariusz: Motti Lerner
gatunek: dramat wojenny
premiera: 1 grudnia 2008
czas trwania: 1 godz. 36 min
ocena: ✮✮✮✮✮✮✮ ✰ ✰ ✰
Clara jest młodą wiolonczelistką, która jako jedyna z rodziny ocalała z Holocaustu. Gdy po latach znów przyjeżdża do Polski, odżywają jej dawne wspomnienia. Gdy do Polski wkraczają Niemcy, ucieka ze swoim mężem i córkami do najbliższej wioski, gdzie pomaga im polska "chłopka" Emilia.
źródło:http://www.filmweb.pl/film/Wiosna+1941-2008-460772/descs
Filmy o tematyce wojennej nie zawsze trafiają w gusta wszystkich ludzi głównie dlatego, iż treści dotyczące sporów oraz bitew nie należą do lekkich i zawsze ocierają się o aspekty polityczne, a to znacznie odpycha widzów ze względu na zawiłość. Ostatnio jednak natrafiłem na kolejną tego samego typu ekranizację, przedstawiającą Żydów w okresie wojny, którzy musieli zmagać się z problemem nietolerancji. Brzmi to dosyć odstraszająco i pewnie większość już nastawiałaby się na kolejną nudną lekcję historii, aczkolwiek muszę przyznać, że ten film może wciągnąć tak samo jak niejedna superprodukcja. Pierwsza w historii koprodukcja
polsko-izraelska przedstawia romans, strach, ucieczkę i prawdziwą miłość owianą
mocną wonią Holokaustu i śmierci. "Wiosna 1941", pod wodzą sławnego
reżysera Uri Barbash’a, została stworzona
na bazie poruszającej historii Idy Fink, kobiety, która tak jak inne Żydówki w
czasie II wojny światowej była inna, nosiła piętno. W obsadzie filmu znalazły
się także takie osoby jak Joseph Fiennes, Neve McIntosh i Kelly Harrison. Zaś przed
pierwszymi klatkami filmu pojawia się wypowiedź Idy Fink, wzruszająca, a
zarazem dająca wiele do myślenia „Chciałam wam opowiedzieć o skrawku czasu,
którego nie da się zmierzyć”.
Czy
groza może mieszać się z pięknem?
Owszem, „Wiosna 1941” rzuca nowe światło na sprawę dotyczącą śmierci. Szerokie
łany zbóż skąpane w rosie, która błyszczy w blasku zachodzącego słońca. Ten
mały, choć bardzo ważny urywek filmu ukazuje piękno polskich pól, które
wprowadzają nas w magiczny klimat. Jednak niedługo po tym ginie pierwsza osoba
z rodziny głównej bohaterki, Clary. Ujęcia pokazujące potęgę budzącej się do
życia wiosny, zostają przerywane scenami przedstawiającymi złą siłę Holokaustu,
która wciąż miesza się pośród poszczególnych wątków fabularnych. Spokój i cisza
bardzo szybko zmieniają się w zgiełk niemieckich samochodów oraz w huk
strzelających niemieckich karabinów. Film w dużej mierze wpływa na widza, który
wraz ze zmianą scen, przekształca swoje odczucia. Jednak po kolejnych
zmaganiach bohaterów, aby uciec jak najdalej od wojsk niemieckich, szukających
ukrytych Żydów, znów na cały ekran rozlewa się przepiękny obraz żółtej mimozy. Trawy
pełne wdzięku kołyszące się w rytm lekkiego wiatru, zapowiadają kolejną śmierć. W tym momencie byłem przygotowany, że
zaraz stanie się coś złego. Nie myliłem się, jednak, ku mojemu zdziwieniu,
wewnętrzny niepokój dał mi się we znaki. Sceny kontrastowe zaliczam do
najbardziej fascynujących, a zarazem szokujących kadrów z filmu, które, jak
mniemam, utkwią w mojej pamięci na dość długo.
„Wiosna 1941” jest
filmem, który sam w sobie wywiera uczucia. Jednak reżyser zgotował coś więcej,
zapewniając doskonałą oprawę muzyczną pod kierownictwem Mishy Segala. Bez
żadnych zawahań mogę powiedzieć, że muzyka odegrała bardzo ważną rolę w filmie.
Nie dość, że sceny przepełnione strachem wzbudziły silne emocje, to wspaniały
akompaniament pianin i skrzypiec trafił w sedno niepewności i smutku. Tworzony
przez ścieżkę dźwiękową klimat trzyma widza w niepewności do ostatnich minut filmu. Nawet
koniec „Wiosny 1941” rozgrywa się w filharmonii, gdzie główna bohaterka filmu
gra na wiolonczeli. Mogę powiedzieć szczerze, że scena ta ma w sobie coś
niezwykłego, co bardzo wstrząsa naszymi uczuciami. Kiedy skrzypce oraz flety
poprzeczne uciszyły swoją „muzyczną siłę”, a cisza wypełnia i filharmonię, i
mnie, wdałem się w magiczny trans oczekiwania. Z pierwszymi dźwiękami
przeszywającej strachem muzyki zacząłem mieć ciarki. Może to dlatego, że mam
słabość do instrumentów strunowych, a może dlatego, że Mish Segal naprawdę
postarał się, aby muzyka była nierozłączną częścią filmu.
Kto nie zerka oczami wyobraźni w przeszłość, śledząc swoje własne
wspomnienia i przypominając dawne lata?
Każdy, ale to każdy człowiek bez żadnego trudu może zagłębić się w
tajniki wielkiej walizki, w której ukrywają się marzenia, pomysły, dawne lata i
plany. Lecz cóż ma to wspólnego z filmem? Clara, którą poznajemy od pierwszych
scen, młoda, czarnowłosa kobieta, jest tylko wspomnieniem, które przywołuje
dama w podeszłym wieku wspominająca miejsca, w których wcześniej była. Akcja
„Wiosny 1941” jest oparta na retrospekcjach Żydówki, która przez podróż w
miejsca, w których się kryła i w których zmierzała wprost w ciemną otchłań
śmierci, dziękuje za życie.
Po obejrzeniu „Wiosny
1941” zadałem sobie pytanie, ile warte jest życie każdego człowieka. Nawet
reżyser wspomina, że kręcenie filmu było dla niego wstrząsającym
doświadczeniem. Ida Fink za swoją twórczość otrzymała wiele nagród w tym za
książkę „Wiosna 1941”. W 1985
została wyróżniona holenderską
nagrodą literacką im. Anny Frank
i włoską im. Alberto Moravii,
a w 2008 otrzymała
Izraelską Nagrodę Literacką. Film wzrusza, napaja strachem i przedstawia dawny
trud życia Żydów. „Kiedy przedzieram się przez ruiny swoich wspomnień,
odnajduję wśród nich czas, tamten czas, świeży i nie tknięty niepamięcią.”- Ida
Fink. Polecam!
Aktorzy: 6/10
Reżyseria: 7/10
Efekty specjalne: ---
Akcja: 7/10
Fabuła: 7/10
Uczucia: 10/10
Scenografia: 7/10
Ścieżka dźwiękowa: 8/10
SUMA: 52/70 (74%- film dobry)
Jakoś nie przepadam za filmami o tematyce wojennej, ale powyższa produkcja wyjątkowo mnie zaintrygowała, dlatego jeśli nadarzy się taka okazja to z czystej ciekawości ją obejrzę.
OdpowiedzUsuńSerdecznie zachęcam :)
UsuńWojna to jednak nie mój świat.... wiem, że warto jak najlepiej poznać takie historie, bo jest to część naszej przeszłości, ale widok mordujących się ludzi trochę mnie przeraża
OdpowiedzUsuńWiększość osób po prostu unika tego tematu ze względu na brutalne sceny, dlatego filmy wojenne nie są dla wszystkich.
UsuńDo wszelkiego rodzaju filmów podchodzę z wielką rezerwą, a już szczególnie jeśli chodzi o filmy wojenne. Tematy wojny, Holocaustu itd. są nadzwyczaj ciekawe, szczególnie gdy historie opowiadane są na przykładzie prawdziwych zdarzeń, bądź przez samych bohaterów tych opowieści. Jednak filmy mają to do siebie, że - przynajmniej ja tak uważam - nie poruszają tak jak książka. Ale ja z filmami ogólnie mam na pieńku i wolę papier także to jest moja bardzo subiektywna opinia.
OdpowiedzUsuńCo do postaci Idy Fink - nie mogę o niej dużo powiedzieć, oprócz tego, że w klasie maturalnej przerabialiśmy jedno z jej opowiadań. Jezu, ile w nim było emocji, to ja nie potrafię tego opisać. "Zabawa w klucz" to po dziś dzień jedno z moich ulubionych opowiadań i chętnie je sobie przeczytam jeszcze, gdy tylko będę miała wolną chwilę. Jeśli ta kobieta przekazała chociaż odrobinę tych emocji w filmie to ja jestem strasznie ciekawa jak to wszystko wyszło.
Wiesz, zachęciłeś mnie i może faktycznie się skuszę. Gdzieś w przerwie między pracą, a wertowaniem kolejnych blogów zrobię sobie chwile na kontemplacje i pooglądam.
Pozdrawiam serdecznie. A jeśli masz ochotę na trochę moich tekstów np. Dziennikarski Piątek albo po prostu opowiadania to zapraszam do siebie ;)
http://somethingdiffernet-imagine.blogspot.com/2015/07/5-rzeczy-ktorych-nie-powinienes-robic.html
Niestety filmy wojenne nie mają zbyt szerokiego grona odbiorców, więc niektórych omija szczególna moc i emocje w nich przekazywane, które obrazują realia dawnego świata splądrowanego przez wojnę i śmierć. Ja również za nimi szczególne nie przepadam, ale "Wiosnę 1941" obejrzałem za względu na Idę Fink. Muszę przyznać, że "Zabawa w klucz" również bardzo mi się spodobała...
UsuńPozdrawiam. :)
Emocje? Jasne. Moc? Polemizowałabym. Ja nie mam nic przeciwko dokumentalnym filmom o wojnie, gdzie pokazują prawdziwe obrazy itd, ale w momencie gdy dorabiana jest do tego fabuła i tworzony film sensacyjny/historyczny, czy Bóg raczy wiedzieć jaki to juz mnie to nie kręci. Mój największy zawód jeśli chodzi o filmy o wojnie to "Kamienie na szaniec". Książkę uwielbiam, czytając ją wyłam jak bóbr, a film? Jedynie mnie wnerwił.
UsuńJa "Zabawę w klucz" przerabiałam w klasie maturalnej. Strasznie mi się wtedy spodobał ten tekst. Czytając go później wywarł na mnie takie same wrażenie.
A co do komentarza, który zostawiłeś u mnie - cieszę się, że się podoba. O lekkim piórze słyszę all the time i mam nadzieję, że faktycznie jest tak lekkie i ciekawe jak ludzie mówią.
Pozdrawiam :)
Muszę przyznać ci rację, że żmudne lepienie fabuły do filmów wojennych nie należy do tych, które ubóstwiam. Wydaje mi się często, że w tychże filmach czasami wszystko jest do przesady, a widz w pewnym momencie ma dosyć i wychodzi z sali kinowej. Tak bynajmniej było w filmie "Miasto 44", który był aż przerysowany i przypominał historię fikcyjną, wręcz nierealną, a nie prawdziwą i opartą na faktach. Bardzo ciężko jest znaleźć dobry wojenny film, który nie jest jednocześnie lekcją historii a niezapomnianą historią, którą można oglądać godzinami.
UsuńNatomiast wracając do sprawy Idy Fink, z jej twórczością spotkałem się rok temu, kiedy byłem w 3 klasie gimnazjum, bowiem zagłębialiśmy się w jej dzieło- "Wiosnę 1941". "Zabawa w klucz", "Odpływający ogród" i wiele wiele innych opowiadań zachowały się w mojej pamięci do dziś. Moim zdaniem są niesamowite i w całkiem inny sposób oddają realia dawnej Polski, kiedy sprawa Holokaustu była na porządku dziennym.
Widzę, że mamy bardzo podobne zdanie i gusty :) Serdecznie zapraszam na moje konto na facebooku, gdzie również możemy porozmawiać.
Oglądałam... niestety. Dobijający film i nie chodzi o historię, która zasmuca, ale to, w jaki sposób był zrobiony. Te efekty specjalne - ja się pytam, po co one były? Miłość? No niby fajnie, ale chyba za dużo kombinowania i za dużo przypadku w przypadku. Wojna nie oszczędzała, powstańcy się bronili, a tutaj taki zonk i niby ta dwójka wciąż i wciąż na siebie wpadała? Bez sensu. Wymęczyłam się oglądając tę produkcję i stwierdziłam, że na razie daje sobie spokój z tego typu filmami, bo moje serce tego nie zniesie.
OdpowiedzUsuńJa w gimnazjum tego nie przerabiałam. Na pewno bym zapamiętała (albo i nie...). W każdym razie nie kojarzyłam nazwiska gdy zetknęłam się z twórczością tej kobiety w liceum.
Na swojego facebooka również zapraszam chociaż szczerze przyznaje, że nie wiele się na nim dzieje.
A żebyś wiedział do kogo się w razie czego zgłosić;
Magda.
Dokładnie! Efekty specjalne kompletnie zepsuły film. Z jednej strony napotykamy wojnę, która pochłania masę bezbronnych ludzi, zaś z drugiej strony całującą się parę, koło której latają pociski i, o dziwo, żaden ich nie trafia. Jednym słowem ujmując- masakra. Historia naprawdę wciąga do czasu, w którym reżyserowie i inni producenci zaczęli na poważnie maczać w tym palce. Dodawanie tandetnych efektów przecinania przez pocisków powietrza w postaci linii (przecież w rzeczywistości tak nie ma!) oraz wyróżnienie sceny sexu, jakby była kluczową rzeczą, a w dodatku została przedstawiona, jakby nieco peszyła reżysera. Moje zdanie jest takie, że szkoda płacić za ten film i szkoda czasu na niego.
UsuńCo do sceny seksu to się nie zgodzę. Tutaj akurat wydawał mi się to dobry zabieg. Na wojnie wiadomo - trzeba cieszyć się z małych rzeczy. Mieli okazję to skorzystali, strach robi swoje. Między innymi zbliża, a że w ten sposób? Każdy potrzebuje innego rodzaju bliskości. Jednym wystarczy przytulenie inni muszą zatracić się w sobie całkowicie. Myślę, że bohaterom dało to jakiś spokój, chociaż na chwilę.
UsuńA czy była to kluczowa rzecz? Nie sądzę. To się po prostu stało. W międzyczasie zdarzyło się wiele innych rzeczy, które o wiele bardziej przykuły moją uwagę i na które wskazywał reżyser. Ale wiadomo, kazdy inaczej wszystko widzi.
Film w każdym z nas wzbudza inne uczucia, dlatego też powstaje niezliczona liczba opinii, które w większości przypadków są tak różne, że najlepiej jak człowiek sam obejrzy produkcję nie zważając na recenzje.
UsuńMoim zdaniem takie sceny w filmach wymagają prawdziwego zrozumienia i swego rodzaju dystansu, bowiem kiedy byłem na seansie, to połowa osób płakała ze śmiechu. Z jednej strony ów temat w "Mieście 44" można interpretować tak, jak podałaś to wyżej, natomiast z drugiej powstają pytania, dlaczego on zdecydował się na seks z kobietą, której nie kochał, czy był niewierny, czy wojna posuwała właśnie do takich nieprzemyślanych czynów, itd.
Bardzo rzadko oglądam wojenne filmy, a jeśli się taki zdarza, całkowicie mnie pochłania. Bardziej jednak wolę filmy fantasy i przygodowe. :)
Ja preferuję komedie. Dobre są na wszystko.
UsuńA co do tego, jak ludzie widzą film i jak reagowali na scenę seksu - świetnie, że reakcję są różne, bo życie dzięki temu nie jest nudne. Cieszy mnie również, gdy film zmusza do refleksji. Suche podawanie faktów jest nużące, niczemu nie służy i sprawia, że nikt do tego nie wróci, a koniec końców i tak zapomni.
Dokładnie, suche fakty zawsze były, są i będą nudne. A wracając do komedii, uwielbiam je! Może też dlatego, że po prostu lubię się śmiać. :)
UsuńParafrazując pewną piosenkę - mam tak samo jak Ty...
Usuń