niedziela, 28 lutego 2016

Krwawy wywiad


Tho­mas Arnold (Arnold R. Pła­czek) – uro­dził się w 1985 roku w Ryb­niku. Obec­nie mieszka w nie­wiel­kiej miej­sco­wo­ści na Ślą­sku – Ryduł­to­wach. Ukoń­czył far­ma­cję na Ślą­skim Uni­wer­sy­te­cie Medycz­nym. Pra­cuje w zawo­dzie. W 2013 roku uka­zała się jego debiu­tancka powieść, thril­ler medyczny – „Ane­ste­zja”. Kiedy nie pisze, sam chęt­nie czyta. Naj­czę­ściej sięga po książki sen­sa­cyjne, przy­go­dowe, kry­mi­nały oraz thril­lery. Do jego ulu­bio­nych auto­rów należą B. Haig, R. Ludlum, D. Brown, C. Cus­sler, H. Coben, M. Pal­mer, J. Pat­ter­son. Pra­cuje nas następ­nymi książ­kami.
notatka pochodzi z okładki książki "Tetragon"
„Ane­ste­zja”, „33 dni prawdy” i „Tetra­gon” – to Pana dotych­cza­sowe powie­ści, które utrzy­mane są w kli­ma­cie tajem­ni­czo­ści na pogra­ni­czu thril­lera i kry­mi­nału. Każda z nich przy­bliża czy­tel­ni­kowi cał­kiem inną histo­rię, inny świat wykre­owany nawet z naj­mniej­szymi deta­lami. Jak więc naro­dził się pomysł na Pana książki? Co było impul­sem do ich napisa­nia?
Napi­sa­nie pierw­szej książki, która tak naprawdę nie uka­zała się na rynku wydaw­ni­czym, było zmie­rze­niem się z samym sobą. Chcia­łem się prze­ko­nać, czy w moim wyko­na­niu w ogóle jest to moż­liwe. Niczego nie pla­no­wa­łem. To wła­śnie był tak zwany impuls. Patrzy­łem na książki na mojej półce i pomy­śla­łem sobie, a co mi tam, jedziemy z tym świa­tem. Spró­bujmy! No i coś tam powstało, ale szału nie było. Póź­niej potrak­to­wa­łem to już tro­chę bar­dziej poważ­nie i naro­dziła się „Ane­ste­zja”. Po niej poja­wiły się kolejne powie­ści (według mnie bar­dziej doj­rzałe) czyli „33 dni prawdy” i „Tetra­gon”. Zarówno pisa­nie wszyst­kich powie­ści jak i każ­dej z osobna to takie wła­śnie impulsy powstałe z potrzeby robie­nia cze­goś wię­cej.
Kry­mi­nały należą do najbar­dziej wyma­ga­ją­cych lek­tur, które ocze­kują od czy­tel­nika cią­głej uwagi i sku­pie­nia – tak wygląda ten gatu­nek powie­ści postrze­gany przez czy­tel­nika. Nato­miast w jaki spo­sób prze­biega two­rze­nie tak zawi­łych histo­rii? Jak wygląda kry­mi­nał od strony pisa­rza?
RECENZJA
Naj­pierw jest ten impuls, a potem zaczy­nam kom­pli­ko­wać sobie życie. Poja­wia się zarys fabuły, do któ­rej powstają roz­działy. Oczy­wi­ście po napi­sa­niu pierw­szych dzie­się­ciu należy zro­bić pauzę i poważ­nie sko­ry­go­wać resztę planu :) Zazwy­czaj mało co się jesz­cze zga­dza. A ten cały zamęt wynika głów­nie z tego, że pierw­szy zarys fabuły wymy­śla się przez kilka dni, a książkę piszę się kilka mie­sięcy. W trak­cie kli­ka­nia rodzą się nowe pomy­sły, roz­wią­za­nia. Trzeba wra­cać, uzu­peł­niać infor­ma­cje, nie­które kory­go­wać. Taka mała wojenka ze samym sobą – żeby niczego nie pomi­nąć. W końcu chcemy stwo­rzyć kla­rowną histo­rię, jed­no­cze­śnie na tyle zawiłą, żeby cią­gnęła Czy­tel­nika dalej. Z dru­giej stro­ny… Boha­terowie czę­sto piszą wła­sną histo­rię i mają w danych chwili lep­szy pomysł na popro­wa­dze­nie wątku. No cóż. Trzeba się dosto­so­wać. Jest cza­sem tak, że jak piszę i wymy­ślę coś cie­ka­wego to prze­cho­dzi mnie taki lekki dresz­czyk. Wtedy wiem, że choćby nie wiem co, ten frag­ment musi tam zostać. Jest dobrze. Reszta do poprawki :).
W Pana naj­now­szych tomach można poznać dwóch bar­dzo inte­re­su­ją­cych i cha­ry­zma­tycz­nych boha­te­rów – detek­tywa Jamesa Adamsa i Davida Ros­s’a. Który z nich jest Panu bliż­szy i dla­czego?
Raczej Ross. Jest młod­szy i tro­chę bar­dziej pyskaty :) Lubi zaska­ki­wać. Ja też – w swo­ich książ­kach. Z kolei Adams to taki przy­kładny nie­wy­soki typek, któ­rego mało co zasko­czy. Pra­co­ho­lik. Robi, co musi i wie, że robi to dobrze. Jak zacznie, dopro­wa­dza sprawę do końca. U mnie nie jest już tak pięk­nie. Cho­ciaż w sumie książki koń­czę, ale czę­sto w wiel­kich bólach. Dla­czego? Koniec pisa­nia nie koń­czy się z zakoń­cze­niem histo­rii, a w momen­cie doko­na­nia ostat­nich popra­wek, które czę­sto trwają rów­nie długo co samo napisa­nie powie­ści.
Muszę przy­znać, że bar­dzo wiele osób wyra­ziło pozy­tywny zachwyt, kiedy usły­szało o reli­gij­nym wątku w powie­ści. Mnie także nie­sa­mo­wi­cie przy­padł on do gustu i wyraź­nie zazna­czył ory­gi­nal­ność w Pana dziele. Co skło­niło Pana do tego, aby nawią­zać w pozy­cji do takiej tema­tyki?
Szu­ka­łem wia­ry­god­nego tematu, który mógł­bym powią­zać ze śledz­twem. Pisa­łem o tajem­ni­czym ugru­po­wa­niu, o ich prze­ko­na­niach, ale bra­ko­wało mi takiej wisienki na tor­cie. Wtedy zaczą­łem prze­glą­dać Inter­net w poszu­ki­wa­niu róż­nych cie­ka­wo­stek. W któ­rymś momen­cie wpi­sa­łem w oknie wyszu­ki­warki „koniec świata”. Poja­wiła się infor­ma­cja o krwa­wym księ­życu, któ­rego obec­ność na nie­bie jest koja­rzona z licz­nymi prze­ło­mo­wymi wyda­rze­niami w histo­rii świata, a który miał poja­wić się nie­ba­wem na noc­nym nie­bie. Zna­la­złem odnie­sie­nia tego zja­wi­ska do Apo­ka­lipsy Św. Jana i poczu­łem taki milutki, deli­katny dresz­czyk. Wie­dzia­łem, że muszę to wyko­rzy­stać.
Co jest, według Pana, naj­waż­niej­sze w kre­owa­niu kry­mi­nału?
Zag­ma­twana histo­ria i pokrę­cone zakoń­cze­nie. Czy­tel­nik musi dotrwać do końca książki. Jeżeli mu się to uda, zna­czy że histo­ria trzyma się kupy, jest sto­sun­kowo ory­gi­nalna, zacie­ka­wia. No i zakoń­cze­nie, któ­rego nikt się nie spo­dziewa. Bar­dzo czę­sto książkę defi­niu­jemy po zakoń­cze­niu. Ostat­nie roz­działy muszą wpro­wa­dzać zamęt. Uwiel­biam zabawę z Czy­tel­nikiem. Jesz­cze nikt nie powie­dział o moich książ­kach (dokład­niej o dwóch ostat­nich – bo to thril­lery kry­mi­nalne), że są prze­wi­dy­walne. Wręcz prze­ciw­nie. Życzył­bym sobie, żeby tak pozo­stało.
Już nie­długo ma uka­zać się Pana kolejna powieść – Hory­zont umy­słu. Uchyli Pan rąbka tajem­nicy i przy­bliży czy­tel­ni­kom, jaka histo­ria ich czeka?
Cle­ve­land po raz trzeci. Małe prze­ta­so­wa­nie w wydziale zabójstw wymu­szone wyda­rze­niami w „Tetra­gonie”. Trzy ofiary. Psy­chia­tra, jego pacjentka i ktoś jesz­cze. Pod­czas prze­szu­ka­nia zaro­śli nie­opo­dal leśnej drogi, gdzie miał miej­sce dziwny wypa­dek, poli­cja znaj­duje pusty samo­chód. Kilka dni póź­niej kie­rowca odnaj­duje się – leży mar­twy zaplą­tany w przy­brzeżne korze­nie nie­wiel­kiej wysepki, roz­dzie­la­ją­cej dwie odnogi rzeki. No i zaczy­na­my… :)
Trzeba przy­znać, iż Pana książki nie­sa­mo­wi­cie mani­pu­lują czy­tel­nikiem w celu wywo­ła­nia róż­no­ra­kich emo­cji i tym samym wcią­ga­jąc go do przed­sta­wio­nego w tomie świata. Jestem nie­zmier­nie cie­kawy czy w tej lawi­nie zaska­ku­ją­cych histo­rii kryją się cie­ka­wostki, które chciałby Pan ujaw­nić.
Jest parę smacz­ków J W Tetra­gonie mamy pana Tor­rance’a – z roz­mowy boha­te­rów nie wynika to bez­po­śred­nio, ale fani Kinga pew­nie wie­dzą, że główną posta­cią „Lśnie­nia” tego autora był wła­śnie Jack Tor­rance.
!!! UWAGA SPOILER!!! 33 dni prawdy. Nie czy­tać, jak nie chce­cie zepsuć sobie książki :).
Po prze­czy­ta­niu „33 dni prawdy” można wró­cić do pierw­szego roz­działu i zagłę­bić się w niego w opar­ciu o wie­dzę, jaka przy­pa­dłość tra­wiła głów­nego boha­tera – cie­nia z okładki. Na końcu powie­ści dowia­du­jemy się, że był nie­wi­domy. Na początku Czy­tel­nik nie ma o tym poję­cia. Czyta pierw­szy roz­dział zakła­da­jąc, że ktoś odwie­dza kogoś i już. Dopiero z póź­niej­szą wie­dzą pewne czyn­no­ści nabie­rają głęb­szego zna­cze­nia. Boha­ter nie roz­po­znaje, kto go odwie­dził, doko­nuje tego po bar­wie głosu. Nie widzi też śla­dów na traw­niku. Nie boi się, gdy ktoś staje przed nim i zaczyna mu gro­zić. To są niu­anse, ale wła­śnie coś takiego two­rzy nie­po­wta­rzalną histo­rię.
Wiele osób czeka z nie­cier­pli­wo­ścią na przy­pływy weny. W moim przy­padku jest tak, że robię sobie gorącą her­batę z imbi­rem, sia­dam wygod­nie z notat­ni­kiem na kola­nach i spo­koj­nie cze­kam. Nato­miast jak to jest w Pana przy­padku? Jak powstają Pana książki?
Ja zamiast her­baty z imbi­rem mam Cap­puc­cino :) Szcze­rze, obo­wiązki zaczy­nają się mno­żyć i nie mam za bar­dzo czasu cze­kać na wenę czy chęci. Dla mnie kry­mi­nały to bar­dziej pla­no­wa­nie niż natchnie­nie. Jest czas, to piszę. Jeżeli histo­ria jest cie­kawa, to nie ma pro­blemu z jej opi­sa­niem. A jak się nie wie za bar­dzo jak popro­wa­dzić boha­te­rów, bo aku­rat strze­lili focha i nie chcą sami iść to zna­czy, że fabuła jest mało cie­kawa i trzeba zasiąść do pla­no­wa­nia, a nie wymy­ślać na siłę.
Jak doszło do tego, że odna­lazł się Pan wła­śnie w kry­mi­nałach?
RECENZJA
Za młodu oglą­da­łem sporo fil­mów i seriali o tym zabar­wieniu. Lubi­łem zagadki. Nie ma nic lep­szego niż dobra histo­ria z jesz­cze lep­szym zakoń­cze­niem. Potem przy­szedł też czas na książki. Różne, ale zawsze z dzie­dziny przygody/sensacji/thril­leru/kry­mi­nału. Dla­tego też moje książki to tak nie do końca stricte kry­mi­nały, raczej połą­cze­nie zagadki z dyna­miką pozo­sta­łych gatun­ków. Lubię jak się dzieje i to dużo, ale mimo to sta­ram się kre­ować realne sytu­acje. Oczy­wi­ście wystę­pują zbiegi oko­licz­no­ści tak jak i w życiu. Moje książki to czy­sta fik­cja lite­racka, jed­nak robię wiele, aby osta­tecz­nie urze­czy­wist­nić te histo­rie.
Gdyby Pana życie było książką, jaki byłby jej gatu­nek i tytuł?
Piszę kry­mi­nały i pra­cuję w apte­ce… zde­cy­do­wa­nie thril­ler medyczny :) Tytuł? „Przy­jął Wyko­nał Zabił” (tutaj pozdro­wie­nia dla wszyst­kich w bia­łych far­tusz­kach :) )
Jaka jest Pana wena?
Usłużna. Wpada kiedy powinna i nie odcho­dzi za daleko, coś jak kochan… dobra, bo Żona pew­nie też prze­czyta. Pozo­stańmy na tym, że jest na zawo­ła­nie :) .
Zapewne lubi Pan czy­tać, więc jakie są Pana ulu­bione książki, do któ­rych uwiel­bia powra­cać?
Szcze­rze? Nie wra­cam za bar­dzo do raz prze­czytanych ksią­żek. Więk­szość histo­rii koja­rzę, choćby pobież­nie. To nie jest tak jak z fil­mem, który trwa dwie godziny i dzien­nie można zoba­czyć kilka. Książkę czyta się sto­sun­kowo długo i jej treść, boha­te­ro­wie i wyda­rze­nia na dłu­żej zapa­dają w pamięć. Film oglą­damy, a histo­rię pisaną dodat­kowo sobie wyobra­żamy, a wię­cej zaan­ga­żo­wa­nych zmy­słów to lep­sza pamięć. Szcze­gól­nie gdy boha­te­ro­wie mie­rzą się z zagadką. Gdy raz ją roz­wiążą, to za dru­gim razem Czy­tel­nik już nie ma tego efektu łał. Myślę, że łatwiej wra­cać do histo­rii pięk­nych niż do intryg. Ale nie ukry­wam, że mam kilku ulu­bio­nych auto­rów jak Coben czy Haig. Tak naprawdę cie­kawych ksią­żek jest tyle, że nie ma czasu wra­cać do prze­czytanych :) Z dru­giej strony muszę nie­skrom­nie powie­dzieć, że najwię­cej razy prze­czytałem wła­sne książki – w poszu­ki­wa­niu błę­dów. Do każ­dej zaglą­dam śred­nio sześć/sie­dem razy. Nie­stety, obec­nie pra­wie w ogóle nie czy­tam innych auto­rów. Powody? Brak czasu – prze­zna­czam go na pisa­nie. No i nie chcę suge­ro­wać się czy­imiś pomy­słami czy sty­lem. Pró­buję zna­leźć wła­sny spo­sób na Czy­tel­nika :) .
Dzię­kuję Wojt­kowi za moż­li­wość wypo­wie­dze­nia się i pozdro­wie­nia dla Czy­tel­ników.
Wszyst­kiego najlep­szego i wielu kry­mi­nal­nych wra­żeń po moich książ­kach: ).
Tho­mas Arnold.




7 komentarzy:

  1. Recenzje Wojtka są najlepsze :) . To co pisze zawsze mnie zachwyca :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Recenzje Wojtka są najlepsze :) . To co pisze zawsze mnie zachwyca :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę świetnie się spisałeś! Twoje recenzje są bardzo profesjonalne, potrafią zainteresować wymagającego czytelnika.
    Pozdrowienia od koleżanki z ławki, którą zaraziłeś pasją do czytania!

    OdpowiedzUsuń
  4. Z komentarzy wynika, że rozszerzasz czytelnictwo! Brawo ty! :D
    To musi być chyba świetne uczucie przeprowadzać wywiad z autorem *.* i odpowiedź na pytanie "Jaka jest Pana wena?" xD powaliła mnie na kolana po prostu xD

    zaczarowana-me.blogspot.com
    P.S. Serdecznie zapraszam, zwłaszcza, jeśli lubisz poznawać nowe osoby ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przyznam szczerze, że jestem pierwszy raz na twoim blogu i bardzo mi się tu podoba!
    Zostaję na dłużej! :D
    Wcześniej nie znałam tego autora, ale wywiad jest ciekawy! *-*
    Pozdrawiam! :D
    StromWind z bloga cudowneksiazki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń